czwartek, 10 czerwca 2010

Aptekarze chcą zawyżać ceny

"Aptekarze odwołując się do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE domagają się limitowania liczby placówek oraz sztywnych cen na leki refundowane, a także zasady, że właścicielem apteki może być tylko farmaceuta. Gdyby im się udało, my zapłacimy za leki więcej, a oni zahamują rozwój konkurencji, czyli aptek sieciowych" - przeczytane na gazecie.

To się nazywa wolny rynek w wykonaniu europejskim! Jeżeli ktoś znajduje jakieś plusy w tym działaniu to albo jest aptekarzem z papierem, albo jest bardzo bogaty i stać go na każdy lek...

Oczywiście: "Aptekarze twierdzą, że chcą zmian dla dobra pacjentów, bo apteki będą mogły się skupić na zaopatrywaniu społeczeństwa w leki, a nie na wyniszczającej wojnie cenowej." - przecież to jest tak absurdalna argumentacja, że aż śmieszna ;)
Ale prawdą jest: wojna cenowa może być wyniszczająca. Dlatego niech znikną z rynku te apteki, w których ceny stają się zaporowe dla przeciętnego człowieka. Jeżeli są dwie apteki a ja potrzebują jakiegoś leku, to oczywistym jest, że kupię w aptece, która oferuje ten lek taniej!
Ale wszystko wskazuje na to, że w eurokołchozie będę musiał kupić lek za cenę ustaloną w Brukseli. Mało tego, będę musiał kupić w aptece, która będzie spełniała wymogi lokalizacyjne: jedna na 5 tyś mieszkańców!

ehh...

sobota, 5 czerwca 2010

Podatek dla call center w USA

"New York Senator Charles Schumer wants to stop the flow of U.S. call center jobs overseas. He is proposing legislation to tax companies 25-cents each time a call is transferred to a foreign country" - podaje NEW YORK (CBS).

Kolejny pomysł na ciekawy podatek. W imię ratowania lokalnych centrów obsługi klientów, Sen. Charles Schumer wychodzi z propozycją wprowadzenia opłaty dla każdego połączenia, które jest transferowane do call center zlokalizowanego po za US.
Swój pomysł motywuje nieuczciwą konkurencją ze strony lokalizacji call center za granicą, które są po prostu - tańsze...

Gospodarka centralnie planowana ma się dobrze jak widać nie tylko w eurosojuzie.

czwartek, 3 czerwca 2010

Izraelskie okręty zaatakowały flotę z pomocą dla Strefy Gazy

"Izraelskie okręty wojenne zaatakowały w poniedziałek nad ranem konwój sześciu statków z pomocą dla Strefy Gazy, zabijając co najmniej 16 osób a 60 raniąc. Konwój był prowadzony przez turecką jednostkę. Rząd w Ankarze już zapowiedział wyciągnięcie "nieodwracalnych konsekwencji" wobec Izraela." - za gazetą.

W mediach aż wrze... Idealny, łatwy kąsek dla dziennikarzy do sprzedaży dla mało rozgarniętych widzów...

Izrael posiada najlepszy wywiad na świecie. Gdy już bierze się na jakąś akcję, to jest tego całkowicie pewny i świadomy konsekwencji. Dlaczego tzw. aktywiści, zaatakowali kijami, butelkami oraz ostrą amunicja komandosów, którzy weszli na ich okręt? Czyżby mieli coś do ukrycia?

Nie trzeba być geniuszem, aby wpaść na pomysł wykorzystania cywilów jako żywej tarczy, czy przykrywki - obecnie widać co się dzieje na świecie, gdy ktoś próbuje zweryfikować autentyczność pomocy humanitarnej.